Cała wycieczka jest chyba standardem wycieczek po Górach Świętokrzyskich.
No bo któż nie chciał by zobaczyć Łysicy, czy Świętego Krzyża?
Rozpoczęliśmy dzień od wspinaczki na sam szczyt pod którym był nasz ośrodek.
Stromy zjazd z Ameliówki, prowadzający do doliny Lubrzanki, użyczył nam poszukiwanych wrażeń jak i małej lekcji pokory.
Dalej już jadąc spokojnymi drogami i ścieżkami dotarliśmy do św. Katarzyny.
Stąd cel był już tylko jeden - Łysica.
Droga prowadząca na nią nie jest prosta, choć wtajemniczeni wiedzą o tzw. Starym Gościńcu, który bardzo ułatwia zdobycie Óysicy :-).
Już jako zdobywcy Óysicy pognaliśmy dalej - drogą prowadzącą przez piękny las, gdzie kamieni jest tyle ile być powinno, a droga stale opada...
Dalej szlakiem Massalskiego, który to łagodnie wznosił się, to opadał dotarliśmy do stóp Łysej Góry.
Pomimo zmęczenia podjazd na szczyt okazał się łatwy. Zwiedzanie klasztoru zawdzięczamy niechęci naszego kompana do rozstawania się z rowerem.
On czekał my zwiedzaliśmy :-)
Wyciszeni klimatem klasztoru ruszyliśmy w dół do Nowej Słupi, a zaczynający się pod bramą klasztoru zjazd nadaje nowe brzmienie słowu wyciszenie :-)))
Na dole, trochę wymuszona choć bardzo potrzebna, dwugodzinna sjesta, którą zawdzięczaliśmy wyścigowi kolarskiemu.
Rozleniwieni i już trochę wymęczeni kierowaliśmy się przez wsie Dębno i Wolę Szczygiełkową z powrotem do źw. Katarzyny i dalej do Ameliówki...
|