Północ Portugalii

Architektura Porto Północ i południe Portugalii to dwa odmienne światy oddzielone krainą zapomnienia pomiędzy Tagiem a południowym wybrzeżem. Na północy klimat jest przyjazny, wokoło mnóstwo soczystej zieleń drzew, traw i kwietników. Słońce nie wypala z ludzi chęci do życia. Życie mieszkańców południa toczy się swoim powolnym rytmem. We wsiach i miasteczkach ludzie spędzają słodkie chwile w licznych kawiarenkach. Pomimo dzielącej nas i Portugalczyków bariery języka i kultury spotykaliśmy się z ich życzliwością i pomocą. Nawet, w jakże niedostępnej dla rowerów instytucji jaką jest portugalska kolej okazywali się oni mili i praktycznie bezkonfliktowi. Portugalia jest krajem, w którym człowiek jest ważniejszy od przepisów.


Koleją przez Portugalię
Samolotem do Portugalii


Porto

Widok na dwupoziomowy most Do Porto dotarliśmy w nocy po długiej, dosyć męczącej podróży pociągiem z Tunes. Po błyskawicznym złożeniu rowerów dopingowani owacjami zauroczonych nami pracownikami kolei wjechaliśmy do miasta. Porto urzekło nas. Zachwyciły nas wąskie, strome i brukowane uliczki, gwar straganów i niezliczone kawiarenki. Panorama Porto Skosztowaliśmy trunku porto w jednej z piwnic i podziwialiśmy miasto z każdego z dwóch poziomów słynnego mostu w Porto. Miasto tętniło życiem a my wraz z nim. Z żalem, po dwóch wspaniale spędzonych dniach, mglistym porankiem opuściliśmy Porto.


Miramar

Fale Atlantyku Pierwsze prawdziwe spotkanie z Atlantykiem. Pogoda tego dnia była przedziwna. Niska i gęsta mgła, bezwietrznie i ciepło. Na pustej i zamglonej plaży rozbijały się wielkie fale Atlantyku. Fale Atlantyku Nasze zaślubiny z oceanem zakończyły się przemoczonymi ubraniami i niezliczoną ilością piasku w najdziwniejszych zakamarkach naszych ubrań. ;-)


St.Jacinto

Droga przez park Odcinek drogi pomiędzy Porto a Aveiro zamierzaliśmy przejechać koleją. Przepisy zabraniające przewóz rowerów koleją i nasza niechęć do ich ponownego rozkręcania spowodowały, że przejechaliśmy przez piękny zakątek Portugalii - Park Narodowy St. Jacinto. W drodze do Aveiro Zobaczyliśmy zieloną Portugalię jakże odmienną od wypalonej słońcem południowej części kraju. Bez problemów zapakowaliśmy w malutki prom rowery i płynąc przez spokojną lagunę kierowaliśmy się do Aveiro - Wenecji Portugalii.


Aveiro

Droga przez lagunę Przeżyliśmy fantastyczną podróż promem przez lagunę. Na wysepkach, okresowo zalewanych przez wodę, stały malutkie domki z czerwonymi dachami. Portugalskiej Wenecji sporo brakuje do włoskiego ideału. Łodzie do połowu glonów Jednakże otaczajśce Aveiro rozlewisko wraz ze statkami pływającymi po licznych kanałach miasto i płaskodennymi łodziami do połowu glonów czynią je na swój sposób atrakcyjnym.


Vagueira

Urokliwe zakątki obok Vagueiry Był to dosyć dziwny las, bez odgłosów ćwierkających ptaków. Było w nim sucho i bezwonnie. Drzewa nie dawały prawdziwego cienia, a szum wiatru był cichy i nienaturalny. Tuż obok huczał ocean. Wiatr tarmosił włosy i nawet przy 30' C upale przyjemnie było owinąć się ręcznikiem. Plaża w Vagueira Zobaczyliśmy, po raz pierwszy w Portugalii, ścieżki rowerowe i rowerzystów. Jednakże rowerów właściwie nie można wprowadzać na plażę. No cóż nie może być idealnie ;-).


Las Bussaco

W dół przez las Prawdziwy las - w nim uświadomiliśmy sobie że przejechaliśmy całą Europę by znaleźć się w prawdziwym gęstym, jakże polskim, lesie pełnym klombów, kasztanów i dębów. Sadzonki tych i wielu innych drzew, krzewów i paprotników ( 700 gatunków ) z całego świata zwozili mnisi mieszkający od VIII w a później kolejni właściciele. Można było znaleźć cedry, cyprysy, limby, wiele egzotycznych drzew których nazw nie znamy, czy też wielką dostojną sekwoję. Zaczarowany las Dla nas, rowerzystów, atrakcją był również stromy i męczący podjazd. Wjazd do upragnionych ogrodów na szczycie wydawał się nie mieć końca. Na górze okazało się, że naprawdę warto było przebyć męczący odcinek drogi. Podziwialiśmy widok z najwyższego wzgórza na okolicę, piękno ogrodów i drzew. Potem pędziliśmy już praktycznie tylko w dół do Coimbry.


Coimbra

Uniwersyteckie miasto ( Uniwersytet ufundowany w XIIIw. ) z przepiękną, pełną wąskich i stromych uliczek starówką. Dotarliśmy tu późnym wieczorem mając świeżo w pamięci huk oceanu, a w nogach trudy górskich podjazdów. Z rozkoszą odpoczywaliśmy przy butelce wina w urokliwej, z lekko pochyłym tarasem, knajpce. Serce straówki w Coimbrze Następnego dnia z wielką radością wyszukiwaliśmy poukrywanych na starówce bliskich naszemu sercu wydziałów wiedzy o świecie, tym widzialnym i ukrytym na Universidade de Coimbra. Z wielką niechęcią opuszczaliśmy gościnne progi Coimbry kierując się dalej na południe.


Conimbriga

Ruiny wspaniałych rezydencji Ruiny rzymskiego miasta są zaledwie kilkanaście kilometrów od Coimbry i właśnie tutaj należy szukać historycznej nazwy Coimbry.
Wizyta tutaj to wspaniała lekcja historii. Jak zwykle zaskakująca swym bogactwem kultura Rzymu kontrastująca ze średniowieczną prostotą. Pośpiesznie budowany mur obronny Wspaniałe mozaiki czy wyroby jubilerskie musiały porażać ludzi którzy odkrywali je setki lat po nagłym odejściu ich właścicieli. Pozostawili oni winnice, drogi oraz ruiny splądrowane przez wędrujące plemiona.


Fatima

Kosciół w Fatimie - A kogoż tam nie było?
- A czegóż tam nie było?
Niestety byli wszyscy i wszystko. Tłum ludzi, jedni żarliwie się modlący, szukający odkupienia i uzdrowienia, inni zainteresowani jedynie zakupieniem pamiątek.
Klimat tych okolic i pewnie też tego miejsca jakim było ono blisko sto lat temu zniknął bezpowrotnie. Brama na Plac Duch skromnych pasterskich dzieci i Matki Boskiej gdzieś się zagubił na monumentalnym placu i w olbrzymim kościele. W pamięci pozostali nam wymęczeni prości ludzie zjadający swoje kanapki w cieniu na obrzeżach placu. Ludzie traktujący palenie świec jako kolejną atrakcje na trasie swej objazdowej wycieczki po Portugalii. Pozostał też widok umęczonych i schorowanych poruszający się na klęczkach wokoło figury Matki Boskiej i innych niczym na przedstawieniu robiących sobie pamiątkowe zdjęcia z nimi w tle...


Mira de Aire

Imponujące tunele w Mira de Aire Zadziwiający jest ten obszar Portugalii. Pozostawiający na uboczu całe wieki, nadal jest pełen niespodzianek, nie odkrytych i dziewiczych terenów. Z Fatimy do Porto de Mos wybraliśmy się wąskimi i krętymi górskimi drogami, praktycznie na całej drodze nie spotkaliśmy nikogo. Towarzyszyło nam jedynie nieprzerwanie prażące słońce i strome podjazdy. Utrudzeni takim towarzystwem z wielką ulgą zanurzyliśmy się w zadziwiające i piękne korytarze jaskini Mira de Aire. Stalaktyty nazywane Spagetti Przedziwne są to jaskinie. Kilkusetmetrowe korytarze schodzące głęboko w dół, w których nadal jest ciepło. Ze ścian ścieka ciepła woda którą natura rzeźbi wspaniałe wzory. Piękne oświetlenie podkreślające naturalne barwy skał, to wszystko dało niesamowitą ulgę i odpoczynek po całodziennym wysiłku.


Porto de Mos

Droga przez góry Porto de Mos jest małym miasteczkiem stojącym raczej na uboczu wielkiej turystyki. Jest naturalną bramą do odludnych, nieznanych, pełnych jaskiń i przepięknych widoków gór będącym częścią parku naturalnego "Serra de Aire e Serra dos Candeeiros" Zamek w Porto de Mos
Dla nas w pamięci pozostanie niezapomniany zjazd z gór do leżącego u podnóża miasta. Od ciągłych zakrętów zaczynało się kręcić w głowie. Całe nasze kilometry mozolnych podjazdów przepadły w niecałą godzinę... Dnia następnego z dumą spoglądaliśmy stojąc pod zamkiem na otaczające nas wzgórza.


Alcobaca

U bramy wejściowej do katedry Olbrzyma i wspaniała i katedra gotycka jest główną atrakcją Alcobaca. Tutejsi mnisi (cystersi) słynęli w średniowieczu z całorocznych zabaw i hulanek. Przez środek klasztoru przebiegał potok zasilając kuchnie mnichów w świeżą wodę. Sklepienia w katedrze Katedra wraz z przylegającymi do niej budynkami opactwa nawet teraz przytłacza swoim ogromem. Można tylko sobie wyobrażać jak wielkie i niesamowite wrażenie wywierała na pielgrzymach którzy ją odwiedzali od XIII wieku kiedy to została ukończona.


Obidos

Stojąc u stóp potężnych murów otaczających miasto, czas zdaje cofać się na chwilę. Gdy brukowaną drogą, przez bramę miejską, wkraczamy do miasta, świata wąskich i zacienionych uliczek, zadajemy sobie pytanie czy tak to wyglądało wieki temu? Pewnie trzeba by dodać smród rynsztoków :-). Na szczęście teraz tego nie ma. Są natomiast niezliczone knajpki, restauracje. Wieczór nam sprzyjał, było cicho i spokojnie turyści gdzieś umknęli a my pozostaliśmy sami w klimatycznej knajpce w starej kamienicy.
Dnia następnego wybraliśmy się na poranny spacer po murach miasta. Olbrzymie mury miejskie przytłaczają małe domki porośnięte krzakami i pnączami. Miejsce miało coś w sobie magicznego. Magia poszła w zapomnienie gdy autokary pełne turystów zawitały na parkingi... My czym prędzej uciekliśmy - jechaliśmy do Lizbony.


Lisboa

Centrum Lizbony - Baiaxa Pechowo dla Lizbony nasze zwiedzanie Portugalii kończyliśmy właśnie tutaj. Wszystkie atrakcje miast, miasteczek czy natury przyćmiły to miasto. I nie pomógł wielki warowny zamek górujący nad miastem.
Nasze nocne spacery po Lizbonie, czy przejażdżki tramwajami łańcuchowymi były urocze, ale czegoś nam brakowało... W oceanarium Porównywanie go z niedawno odwiedzanym Porto wypadło na niekorzyść Lizbony.
A może po prostu już byliśmy zmęczeni? W sumie w mieście znaleźliśmy wiele wspaniałych miejsc. Na zamku w Lizbonie Piękna starówka wybudowana od podstaw w XVIII w po zniszczeniach dokonanych olbrzymie trzęsienie ziemi. Wspaniałe centrum expo z kolejką i niezapomnianym oceanarium. Wszystko jest ładne, jednak zabrakło tu czegoś ulotnego czyniącego wspomnienia niezapomnianymi.
Wynik końcowy FC Porto vs Sporting Lisbona 3:1 :-).


Barreiro

Na promie do Barriero Już opuszczaliśmy Lizbonę. Czas powoli i nieuchronnie płynął i zbliżał się termin wylotu do Polski.
Pozostało nam blisko 300 km drogi do Faro. Jako że zaplanowaliśmy kilka dni leniuchowania na południowych plażach wybraliśmy jednodniową podróż pociągiem, zamiast 4 dni przedzierania się przez góry... I tu pojawił się problem - nasze pięknie zapakowane rowery nie spodobały obsłudze stacji.
Na szczęście to jest Portugalia.
Na stacji w Barriero gotowi do drogi... Rozmowa z kierownikiem pociągu IC udowodniła że ludzie w Portugalii są wspaniali. Znalazło się miejsce na nasze rowery, nikomu one nie przeszkadzały a dalsza podróż była bardzo spokojna, chwilami nostalgiczna...
Z powrotem na południe, czuliśmy się jakbyśmy wracali do domu w znajome miejsca...


ULa

PiOtReK



sierpień/wrzesień 2001